Na przełomie roku 2015/2016 wybrałem się do miejscowości Czarnobyl, gdzie pewnej kwietniowej nocy 1986 roku rozpoczęto jądrowe igraszki z reaktorem. Do Strefy Wykluczenia powróciłem na Sylwestra 2017/2018, kiedy na stary sarkofag nasunięto już Arkę, co widać na poniższych zdjęciach. Ze względu na to, że to miejsce ma w sobie to coś, co przyciąga jak magnes, trzy lata później znowu moje nogi stanęły w Zonie. Tym razem po stronie białoruskiej.
Jeśli chcesz przeczytać o sarkofagu, możesz zrobić to – TUTAJ
Jeśli chcesz przeczytać o Arce , możesz zrobić to – TUTAJ.
WAŻNY KOMUNIKAT
Z awarią do dzisiaj jest tak, a szczególnie po emisji serialu "Czarnobyl, że każdy jest "specjalistą atomistą" i swoją wersję zna. Prezentowane przeze mnie treści będą często napisane z "przymrużaniem oka". Nie znaczy to, że strona będzie epatować czarnobylskimi mitami, ale jeśli kogoś interesuje tylko naukowy bełkot i spory o to, ile jodu 131 dostało się do atmosfery, albo jak wysoko wystrzeliła w górę osłona anty-radiacyjna, może poszukać w czeluściach Internetów i spierać się z fachowcami na forach. Również część zaprezentowanych zdjęć nie jest mojego autorstwa, a bardzo często autorzy będą trudni do ustalenia. Zatem mam nadzieję, że ze względu na włożoną pracę w powstanie strony, historia i suweren mi wybaczą. Wszędzie tam, gdzie autora udało mi się ustalić, widnieje adnotacja. Jeśli ktoś rozpozna swoje zdjęcie, często pożyczone z sieci, lub autora, proszę o kontakt.
Rozpoczynając zatem rys wydarzenia, było to mniej więcej tak, że trzej muszkieterowie mieli przeprowadzić test słynnego RBMK zgodnie z wytycznymi.
(reaktor typu RBMK)
Pomijając fakt, że ich zmiana nie była do końca na to gotowa, to dwóch z nich upierało się, że skoro jest papier i dokładne wytyczne, to trzeba robić jak piszą.
Trzeci natomiast, Anatolij Diatłow miał inną koncepcję.
Anatolij Diatłow Anatolij Diatłow z żoną
Jako eksperymentator i człowiek z atomowymi przygodami w przeszłości oparł się on w sumie na znanej nam zasadzie – „ale, że ja nie zrobię?”. Reaktor stawał się niestabilny przy niskiej mocy, a zamiast prowadzić test przy 700 MW – 1000MW, Diatłow kazał obniżyć moc do ok. 200 MW. I stało się …
Żeby przybliżyć trochę sytuację związaną z informacjami dotyczącymi „Czarnobyla”, posłużę się przykładem, a zarazem i ciekawostką. Na pierwszy rzut oka, powyższe zdjęcie (dostępne na wielu portalach) pokazuje wspominanych na grafice ludzi. Jednak jest to jedna z nieprawdziwych informacji, które krążą w Internecie. Fotografia zrobiona w 1983 roku przedstawia ekipę obsługi III Energobloku. Pomimo dużego podobieństwa nie ma tam nikogo z bloku IV. Piszę o tym, ponieważ przez ponad 30 lat narosło wokół tego miejsca bardzo dużo mitów i informacji, które mijają się z prawdą.
Tak między Bogiem a prawdą, to prawdy pewnie nigdy
się nie dowiemy. Nie chodzi o tworzenie teorii spiskowych, ale na katastrofę złożyło się wiele aspektów takich jak błędy ludzkie i wady konstrukcyjne reaktora. Powyższy i poniższy opis jest tylko bardzo uproszczonym zarysem, utrzymanym w „luźnym stylu”.
Zatem idąc dalej …
… jak to u ruskich bywa, reaktor często sygnalizował brak odpowiedniego chłodzenia, ale zawsze „jakoś to było”. Więc i tym razem wszelkie ostrzeżenia zignorowano. Dodatkowo wyciągnięto wszystkie pręty kontrolne, co pozbawiło załogę możliwości sterowania mocą reaktora. Te pręty, tłumacząc bardzo prosto, to taki gaz i hamulec w reaktorze. Kiedy są na miejscu – stabilizują jego jazdę, wyciągnięte – rozpędzają go. Kiedy próbowano je włożyć z powrotem, nie tylko blokowały się, ale grafitowe końcówki prętów z borem zwane „jeźdźcami”, zadziałały na „zatruty” już reaktor jak płachta na byka.
Finał zabawy był taki, że ważącą ok. 1200 ton osłonę radiacyjną reaktora wysadziło w powietrze, a tym samym do otoczenia dostały się produkty reaktora.
Wbrew niektórym opiniom w Czarnobylskiej Elektrowni im. W. I. Lenina (CzAES) nie doszło do wybuchu jądrowego, co jest często powtarzanym błędem. Z uwagi na to, że produktom reaktora daleko było do miana witamin, wysiedlono całe 50 tysięczne miasto Prypeć, które pokrótce można obejrzeć na tym filmiku.
Z perspektywy czasu ludzie snują różne przypuszczenia. Czy mogłoby dojść do kolejnego wybuchu, czy zagrożona była Alaska, czy tylko maksymalnie Polska do wysokości Sieradza ? Nie odpowiem niestety na te pytania i rozważania zostawiam każdemu do osobistej oceny.
Zgodnie z ówczesną radziecką myślą techniczną były plany budowy bezpiecznej elektrowni, ale pozostały one planami, a budowano z tego, co było. Władze Związku Radzieckiego i zarządzający elektrownią, którzy na zarządzaniu elektrownią się nie znali, „sasinili” już od samego początku jej budowy. Dopiero po tym, jak wspomniani wcześniej Waszmościowie przyczynili się do wybuchu, okazało się, że to co na planach miało być niepalne, bardzo lubi ogień. Ułańska fantazja Diatłowa połączona z błędami konstrukcyjnymi reaktora doprowadziła do jednej z największych katastrof jądrowych. Finalnie z Diatłowa i jego ekipy zrobiono kozły ofiarne, a wszyscy zasiadający na wyższych stołeczkach, którzy przyczynili się pośrednio lub bezpośrednio do tragedii, zachowywali się jak Dziwisz pytany o łapówki.
Z nutką ironii zamieszczam zdjęcie zrobione w Strefie przez Annę Skazę Morgenstern. Nagłówek owego artykułu zaczyna się bowiem od słów … „filozofia bezpieczeństwa” i to bezpieczeństwo funkcjonowało zdaje się faktycznie jedynie jako filozofia.
Warto pamiętać, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo jądrowe, ignorancja, mataczenie, kłamstwa i ukrywanie faktów, to nie tylko domena ZSRR. Z powodzeniem można byłoby powiedzieć, że Fukushima była powtórką z lekcji historii, jakiej udzielił Czarnobyl. Tam też na szybko znaleziono winnego i było to tsunami.
Obecnie pod rozbieranym Sarkofagiem, który był niejako trumną IV reaktora
sytuacja wygląda tak:
Wszystkie trzy wyjazdy odbyłem dzięki Aliena Tours. Polecam jako organizatora Bartka Żukowskiego , a jako przewodnika Volodymyra Huliuka, człowieka o niesamowitej wiedzy i poczuciu humoru.