Płyn Lugola

Nie sposób pominąć, tego jakże polskiego, wątku katastrofy czarnobylskiej i niepowtarzalnego smaku. Bohaterem tej zakładki będzie „Płyn Lugola” czyli po naukowemu –  wodny roztwór czystego jodu w jodku potasu, opracowany przez Jeana Lugola w roku 1829.

Bazując na rozmowie z dr Andrzejem Mazurem, który na Opolszczyźnie jako pierwszy zdecydował o podawaniu tego specyfiku wiemy, że podawano go po 29 kwietnia. Wypiło go aż 18,5 mln osób.

Szczególnie najmłodszym przypadła do gustu formuła smakowa tego płynu, co obrazuje poniższe zdjęcie. Można go nawet nazwać kulinarnym demonem 1986 roku. Ci, którzy mieli wątpliwą przyjemność bycia pojonym tym wynalazkiem do dzisiaj wspominają ten dzień.

Płyn ten podawano szczególnie dzieciom w celu zapobieżenia wchłanianiu radioaktywnego izotopu jodu 131. Nakarmienie organizmu mieszaniną miało powstrzymać tarczycę od wchłaniania właśnie tego „złego” jodu.

Z perspektywy czasu Pan dr Zbigniew Jaworski, który w 1986 roku stał na czele Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, 20 lat później stwierdził:

gdybym miał wówczas obecną wiedzę na temat skali skażeń i tego, co dokładnie wydarzyło się w czarnobylskiej elektrowni, nie rekomendowałbym nawet podawania ludności płynu Lugola”.

Polecam też obszerniejszy wywiad z profesorem Jaworowskim.

Jak silne piętno odcisnęło picie tego specyfiku na naszym społeczeństwie i jak silny jest strach przed niewidzialnym wrogiem, widać po jednym z wielu Facebookowych wpisów z 2020 roku. Dotyczył on rzekomej, radioaktywnej chmury, która z uwagi na pożar w Strefie miała dotrzeć nad Polskę.

Świetną, celną, a przede wszystkim fachową ripostą dla „internetowych ekspertów” był wpis jednej z pasjonatek Strefy, Ani Bąkowskiej. Dzięki niej z „przymrużeniem oka” możemy dowiedzieć się, że … zresztą przeczytajcie sami:

Od kilku dni docierają do nas informacje o pożarach szalejących w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. Przy okazji, jak bumerang powraca temat zażywania płynu Lugola, aby przeciwdziałać skutkom ewentualnego skażenia powietrza izotopami radioaktywnymi. Specyfik ten – wodny roztwór czystego jodu w jodku potasu – spopularyzował się w Polsce w 1986 roku, po awarii reaktora Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Płyn podano wtedy dzieciom w celu ochrony ich tarczyc przed negatywnymi skutkami wchłonięcia radioaktywnego izotopu – jodu-131. Jednorazowa duża dawka jodu miała na celu wstrzymanie pracy tarczycy – nazywamy to efektem Wolffa-Chaikoffa. Gruczoł nie syntezuje hormonów i nie akumuluje radioaktywnego jodu. Taka sytuacja utrzymuje się przez około 10 dni, tymczasem czas półrozpadu jodu-131 to 8 dni. Po tym czasie praca tarczycy wraca do normy. Pomimo obecnych opinii, że podanie płynu Lugola nie miało sensu (mówi się nawet, że działanie to mogło doprowadzić do wzrostu ilości nowotworów tarczycy), w świadomości ludzi specyfik ten dalej funkcjonuje jako remedium na efekty skażenia radioaktywnego, a jego spożywanie zalecają nawet wróżki i blogerki. Tymczasem dostarczanie zbyt dużych ilości jodu przynieść może więcej szkód, niż pożytku. Szczególnie teraz, kiedy znajdują się ludzie, którzy zażywając jod na własną rękę, chcą chronić siebie i bliskich przed czymś, co nie zagraża nam od 34 lat. Jod nie jest pierwiastkiem obojętnym dla organizmu. Zalecana dzienna dawka dla osoby dorosłej to 150μg, w przypadku dzieci to 90-130μg w zależności od wieku. Większość jodu w naszym ciele znajduje się właśnie w tarczycy. Już nawet jednorazowe przedawkowanie może być niebezpieczne. Niekontrolowana suplementacja, jeżeli nie cierpimy na niedobory jodu, doprowadzić może do nadczynności tarczycy. W przypadku osób cierpiących na zaburzenia pracy tarczycy, zaostrzyć może się choroba Hashimoto lub Gravesa. Mogą pojawić się też podrażnienia błon śluzowych, alergia, wysypki, gorączka, biegunka i inne. Dodatkowo ogólnodostępny w aptekach płyn Lugola jest mieszanką nieoczyszczoną, przeznaczoną wyłącznie do użytku zewnętrznego w celu dezynfekcji. Płyn Lugola do spożycia dostępny jest jedynie na receptę, po konsultacji z lekarzem i przyjmowany powinien być pod jego kontrolą, a odpowiednią mieszkankę przygotuje farmaceuta. Samodzielne preparowanie płynu z jodyny (która NIE JEST tym samym, co płyn Lugola) może być niebezpieczna dla zdrowia! Płyn Lugola to nie sok, ani suplement diety! Tabletek ze stabilnym jodem, które dostarcza się ludziom mieszkańcom okolic elektrowni jądrowych również nie zażywa się dla kaprysu, a jedynie wtedy, kiedy zajdzie taka konieczność.


Dodaj komentarz