Likwidatorzy i Bioroboty

Tysiące ludzi ze Związku Radzieckiego, którzy jako pierwsi dotarli (zostali przydzieleni i przywiezieni) na miejsce katastrofy nie zostało poinformowanych o rozmiarach skażenia. Nie zdawali sobie również sprawy  na jak wysokie promieniowanie są narażeni. Poniższe zdjęcia w większości to anonimowe pozostałości po tamtych wydarzeniach. Trudno odszukać osoby, czy autorów zdjęć.

Ruscy zwieźli tam pół miliona żołnierzy, górników i innych specjalistów nie zapewniając im dostatecznej ochrony przed promieniowaniem.

Cześć likwidatorów nazywano:
BIOROBOTAMI

Żywe maszyny, które brały udział w walce z niewidzialnym i śmiertelnym często wrogiem. Sama nazwa pokazuje, że ówczesne władze w myśl zasady „u mienia ludzi mnogo” miały gdzieś ludzkie życie. Na ten temat ukazało się wiele artykułów, takich jak ten, pokazujący i potwierdzający smutną prawdę o tamtych czasach. Chętni mogą również zobaczyć film z polskimi napisami.

Zaprzęgnięci (to dobre słowo) do sprzątania dachu „likwidatorzy”, czyli właśnie „bio – roboty” nie pracowali początkowo dłużej niż
120 sekund, a później okres ten skrócono do 40 sekund.
To znaczy, że taki człowiek docierał  na swoje stanowisko pracy,
i wykonywał robotę przez tak krótki czas, po czym wracał.
Z tamtych czasów zachował się chociażby ten FILMIK, obrazujący prowizoryczne osłony, mające „zapewnić bezpieczeństwo”.

Skutki tego, jaki silne było promieniowanie możecie zobaczyć tutaj.

Warto zwrócić uwagę, że stroje, w szczególności biorobotów. to własnoręcznie wykonane zabezpieczenia z ołowianych płyt i z tego co było na miejscu. To potwierdza tylko jeszcze bardziej, jak niewielkie znaczenie miało ludzkie życie i nie patrzono tam na rangę. Podobnie również wyglądały pojazdy, które nie były przystosowane do walki z niewidzialnym wrogiem.

Ciekawy wpis widnieje na profilu „czarnobyl.pl”:
„1986 rok . Dowódca plutonu przydziela zadania usunięcia radioaktywnego pyłu przy pomocy specjalnie przystosowanych odkurzaczy przemysłowych
.

Zdjęcie: osobiste archiwum N. Tarakanowa

Ciekawą koncepcją jest poniższy samochód z wykonaną wewnątrz kapsułą i systemem filtracji. Jak ciężką była kapsuła widać bo przechyle pojazdu.

Zdjęcie Alexandera Goroshko – wylewka betonu – IV blok energetyczny elektrowni atomowej w Czarnobylu. Pracował od 12 sierpnia do 11 października 1986 roku i tutaj na tle pompy do betonu Putzmeister.

Dekontaminacja terenu odbywała się też poprzez układanie płyt żelbetowych. W tle widoczna stacja azotowo-tlenowa.

Związek Radziecki  nie pozostał jednak obojętny na los tych ludzi i otrzymali oni pamiątkowe medale i 800 rubli.

Niektórzy zostali wyróżnieni pamiątkowymi tablicami, tak jak  Walerij Chodemczuk, który był pierwszą ofiarą katastrofy.

Jednym z najbardziej znanych strażaków, miedzy innymi dzięki serialowi „Czarnobyl” był Wasilij Igtanienko.  Na zdjęciu poniżej również jego żona. To właśnie strażacy jako pierwsi dotarli na miejsce katastrofy, sądząc, że doszło jedynie do zapalenia dachu. W Internecie zachował się oryginalny zapis prowadzonej rozmowy dostępny TUTAJ.

Jeśli ktoś poszukuje rzetelnych i sprawdzonych informacji, to polecam Facebookowy profil, który jest kopalnią i skarbnicą wiedzy na ten temat.
Straż Pożarna – Czarnobyl 1986

Do dzisiaj wskazania dozymetru pokazują na jakie niebezpieczeństwo wystawieni zostali strażacy i likwidatorzy i jakie negatywne skutki zdrowotne mogło to za sobą pociągnąć. W sieci jest dostępny ciekawy filmik z polskimi napisami pn. „Męstwo i bohaterstwo strażaków Czarnobyla”.

Przy okazji wątku likwidatorów, często padają pytania, czego używano do odkażania terenu? W Instytucie imienia Kurczatowa opracowano specjalną substancję, zwaną BURDA. Pokolenie PLR może nazwę kojarzyć z zadymą, albo wykrojami. Był to jednak, podając za Wikipedią: „związek polimerowy w postaci roztworu o ciemnej, lepkiej i gęstej konsystencji, mający za zadanie wiązać i zatrzymywać na powierzchni ziemi pyły, zawierające cząsteczki izotopów promieniotwórczych.”

Likwidatorzy walczyli na wiele sposobów. Zabezpieczano chociażby specjalnym materiałem, pochłaniającym promieniowanie brzegi Prypeci.

Zbierano też skażoną ziemię – jej wierzchnią warstwę, co pokazuje poniższe zdjęcie.

W tym wszystkim ta katastrofa miała też ludzką twarz dnia codziennego.

Ciekawostką był „Biały Parowiec”. Wioska stworzona z jednostek pływających. Pełniła ona rolę baraków mieszkalnych dla likwidatorów i magazynów.

Tworzono też miasteczka namiotowe.

Dzięki prywatnym zdjęciom możemy oglądać nie tylko obraz samej katastrofy.  Zdjęcia Jurija Zemlyanoya przedstawiają członków JW 5403.

Te poniższe pochodzą z archiwum Petro Prokopenko (dwa pierwsze) i Valerego Zufarova.

Czasami też można nawet odnaleźć miejsca ze zdjęć …

 … albo zobaczyć miejsca, które dalej pełnią swoją rolę. Punkt kontrolny „Lelev” strzeże wejścia do strefy 10 km.

Nie wszyscy likwidatorzy zginęli podczas katastrofy, co jest bardzo często podawaną informacją.  Poniższe zdjęcie, którego autora nie udało mi się ustalić, przedstawia Viktora Ganula (pierwszy plan). Człowiek ten wciąż żyje (2019 rok).

Gdzieś w otchłaniach Internetów znalazłem też zdjęcia Siergieja Jastrzębowa, który również brał udział w likwidacji skutków katastrofy. Obecnie jest znanym ukraińskim rzeźbiarzem.

Ale tak jak już pisałem, wiele zdjęć pozostanie anonimowych:

Z likwidacją skutków katastrofy związana jest również historia trzech nurków. Mieli oni za zadanie wypompować wodę spod reaktora. Sztuczna lawa (korium) mogła przetopić betonową podstawę i dostać się do zbiorników z wodą. To spowodowałoby pewnie kolejny wybuch i uwolnienie kolejnych produktów reaktora do atmosfery. Obawiano się również skażenia gleby i wód gruntowych. Problem polegał na tym,  że można to było zrobić tylko ręcznie. Na ochotnika zgłosiły się trzy osoby: Aleksiej Ananenko, Walery Bespałow i Borys Baranow.

Praktycznie po ciemku odszukali zawory i odkręcili je. Informacja o tym, że nurkowie zginęli zaraz po akcji nie jest prawdziwa. Jednego z nich odwiedziło w domu biuro podróży https://www.alienatours.pl/, z którym miałem przyjemność odwiedzać Strefę i które serdecznie polecam.

Zdjęcie zrobione 01.11.2019 w mieszkaniu Aleksieja i Walentyny Ananienko – foto Aliena

Po wizycie Pana Aleksieja ukazał się ciekawy artykuł w „Wyborczej„, a dodatkowo ciekawy wywiad znajduje się tutaj.

Po opanowaniu skutków katastrofy człowiek nie wyprowadził się na zawsze ze Strefy, jak to również niektórzy błędnie uważają. Na zdjęciu mamy 1990 rok i patrol rowerowy. 

Jak wyglądał pochówek ofiar i czy rzeczywiście jak się powszechnie uważa były one chowane w ołowianych trumnach a następnie groby wypełniano betonem? Na to pytanie zdaje się odpowiadać relacja A. M. Chodakowskiego — zastępcy dyrektora generalnego Zjednoczenia Produkcyjnego „Atomeniergoriemont” oraz Andżeliki W. Barabanowej — dr n. med. specjalisty w dziedzinie leczenia oparzeń na oddziale klinicznym Instytutu Biofizyki Szpitala Klinicznego nr VI w Moskwie.
(wpis przytoczony z profilu: czarnobyl.pl
A. M. Chodakowski:

„W imieniu kierownictwa Ministerstwa Energii i Elektryfikacji ZSRR, nadzorowałem pogrzebem ofiar, które zmarły na skutek ostrej choroby popromiennej w wyniku wypadku. Według stanu na 10 sierpnia 1986 r. dokonano pochówku dwudziestu ośmiu osób. Wiele zwłok było napromienionych. Na początku ani ja, ani tym bardziej pracownicy kostnicy o tym nie wiedzieli. Potem przypadkowo zostało to zmierzone – wykazywały dużą aktywność. Wtedy to, dla ochrony zaczęli oni nosić kombinezony nasycone solami ołowiu. Gdy informacje o tym dotarły do pracowników stacji sanitarno-epidemiologicznej, kategorycznie zażądali oni wybudowania na dnie grobów betonowych płyt, podobnie jak miało to miejsce pod reaktorem, aby promieniotwórcze soki ze zwłok nie dostały się do wód gruntowych. „To niemożliwe i niegodziwe” – stanowczo zaprotestowałem. Przez długi czas nie mogliśmy wypracować satysfakcjonującego obie strony porozumienia w tej kwestii. W końcu zgodziliśmy się, że zwłoki będą chowane jedynie w szczelnie zamkniętych cynkowych trumnach, i tak też zrobiono. (…) W szóstej klinice, niespełna dwa miesiące po wypadku, od lipca 1986 r. hospitalizowanych jest nadal 19 innych osób. U jednej z nich nagle, będącej do tej pory w dobrym stanie pojawiły się niespodziewanie na całym ciele oparzenia popromienne. „Podobnie było ze mną” – Chodakowski podciągnął koszulę i pokazał na brzuchu ciemnobrązowe plamy o nieokreślonym kształcie. Są to miejsca oparzeń, najwyraźniej pokłosie pracy z radioaktywnymi zwłokami.

Andżelika W. Barabanowa:

„Bardzo dokładnie i z należytą starannością oczyściliśmy zmarłych z cząsteczek promieniotwórczych. Każdy ich organ gdzie mogły kumulować się radionuklidy został usunięty z ciała i zdezaktywowany. Pochowani byli „czyści”, mimo to ich ciała spoczęły w trumnach cynkowych – wymagania stacji sanitarno-epidemiologicznej”


Grigorij Miedwiediew: Czernobylskaja tietrad, 1989.

Dodaj komentarz